RECENZJA: Fall Out Boy - "M A N I A"
Moje młodzieńcze lata to z jednej strony mocne inspiracje takimi zespołami jak Linkin Park czy Evanescence, a z drugiej Fall Out Boy czy Panic! At The Disco. Z radością obserwowałam przemianę dwóch ostatnich grup, które w ostatnich latach wydały świetne krążki. Dlatego z radością sięgnęłam po najnowszy album FOB, ciekawa czy powtórzy sukces poprzednich dwóch albumów.
Zaczyna się od wysokiego c w postaci "Stay Frosty Royal Milk Tea" pełnego mocy kawałka, w którym muzycy zapowiadają otwarcie, że oto Fall Out Boy śmiało wykorzysta tym razem w służbie przebojowości elektronikę. Nie wszystkim jak możemy się spodziewać przypadnie to do gustu, ale zespół zdaje się tym nie przejmować. Już pierwszy kawałek uświadamia nam, że zespół brzmi tak samo dobrze, jak na "Save Rock and Roll" czy "American Beauty/American Psycho". Wystarczy tylko zrobić kilka kroków w tył i nabrać dystansu. Wtedy z całą pewnością docenimy to, że chłopaki nie zjadają własnego ogona, zdając się na sprawdzone już rozwiązania. "M A N I A" nie musi wstydzić się swoich starszych braci.
Singlowe "Hold Me Tight or Don't" to taka dawka muzyki dla każdego, melodyjna, wartka, niezobowiązująca. Płynnie przechodzi w klimaty równie niespokojne bo "The Last of The Real Ones", ten singiel dostarczy Wam kolejnej dawki mocy. Tempo zwalnia dopiero "Wilson (Expensive Mistakes)" choć i tu dopiero na refrenie, świetna piosenka, pokazująca, jak wielkie spektrum gatunkowe osiąga ten zespół. Ani się obejrzymy, a wita nas połowa płyty i "Church", to moje pierwsze spotkanie z tym albumem, miałam względem niego mieszane uczucia, ale z kolejnymi przesłuchaniami było tylko lepiej. . "Champion" jest bodaj najbardziej podobne, do starych dokonań zespołu i najbardziej rockowe. Zaś najbardziej romantyczne jest "Heaven's Gate", które posądzić możemy o soulowy szlif. W przypadku tej piosenki to była miłość od pierwszego przesłuchania. "Sunshine Riptide" może za to poszczycić się elektroniką godną Linkin Park z ostatniego albumu. W tym utworze wokalnie udziela się Burn Boy, który stanowi jednak raczej jedynie ciekawostkę. Świetne i nieoczywiste jest "Young and Menace", które posiada takie stężenie elektroniki, że nie każdy to wytrzyma. Album wieńczy bardzo spokojne "Bishops Knife Trick", zdecydowanie w stylu FOB.
Panowie znowu nagrali świetny album, inny niż poprzednik, i dobrze. Tamten był genialny, ten jest bardzo dobry, choć w inny sposób. Jeśli zaakceptujecie fakt, że panowie z FOB od początku twórczości mieszali chętnie gatunki, choć wcześniej był to pop i punk, a teraz elektronika, to będziecie doskonale się bawić. W innym przypadku lepiej sobie odpuścić.
Tracklista:
1. Young & Menace
2. Champion
3. Stay Frosty Royal Milk Tea
4. Hold Me Tight or Don’t
5. Last of the Real Ones
6. Wilson (Expensive Mistakes)
7. Church
8. Heaven's Gate
9. Sunshine Riptide (feat. Burna Boy)
10. Bishops Knife Trick
Autor recenzji: Monika Matura
Ocena: 5,5/6
Warto posłuchać: "Young & Menace", "Heaven's Gate", "Church"