14 stycznia 2007
23:33
Stephane Pompougnac - Paryż nad Wisłą
Przez ponad 3 godziny warszawska publiczność bawiła się w sobotę przy DJskim secie Stephane Pompougnaca, jednego z najlepszych przedstawicieli nurtu określanego mianem lounge i chillout.
To już kolejny raz, kiedy francuski DJ, swoim zgrabnym i przemyślanym setem, porwał do tańca, osoby zgromadzone na parkiecie. Pomimo tego, że jego twórczość obraca się w dużo spokojniejszych klimatach, penetrując leniwe rejony muzyki elektronicznej, to jednak podczas występu w Fabryce Trzciny, zagrał w sposób, który spokojnie nazwać można określić jako pomieszanie french touch, disco-house z progressive-house Już po pierwszych dźwiękach jego setu, cała sala nie mogła ustać w miejscu i tańczyła w dynamiczny rytm nadany już od samego początku, przez Pompougnaca.
Nikt nie spodziewał się, że Stephane zagra aż tak energetycznie. Jego kolaż kompozycji przypominał raczej dobrą imprezę w jednym z paryskich nocnych klubów, niż eleganckie chill-outowe brzmienie z gustownie urządzonego VIP Room’u
Pewne jest jednak, że właśnie takim graniem podbił serca zgromadzonych tego wieczoru w Fabryce Trzciny, miłośników tanecznych rytmów. Może przy następnym spotkaniu z polską publicznością, zagra bardziej w stylu nagrań typu Hotel Costes i swojej autorskiej płyty „Living On The Edge”, gdzie występuje nie tylko jako utalentowany DJ czy muzyk, ale także wokalista.
Recenzja albumu "Hotel Costes 7"
Txt & foto: Kamila Czerniawska
To już kolejny raz, kiedy francuski DJ, swoim zgrabnym i przemyślanym setem, porwał do tańca, osoby zgromadzone na parkiecie. Pomimo tego, że jego twórczość obraca się w dużo spokojniejszych klimatach, penetrując leniwe rejony muzyki elektronicznej, to jednak podczas występu w Fabryce Trzciny, zagrał w sposób, który spokojnie nazwać można określić jako pomieszanie french touch, disco-house z progressive-house Już po pierwszych dźwiękach jego setu, cała sala nie mogła ustać w miejscu i tańczyła w dynamiczny rytm nadany już od samego początku, przez Pompougnaca.
Nikt nie spodziewał się, że Stephane zagra aż tak energetycznie. Jego kolaż kompozycji przypominał raczej dobrą imprezę w jednym z paryskich nocnych klubów, niż eleganckie chill-outowe brzmienie z gustownie urządzonego VIP Room’u
Pewne jest jednak, że właśnie takim graniem podbił serca zgromadzonych tego wieczoru w Fabryce Trzciny, miłośników tanecznych rytmów. Może przy następnym spotkaniu z polską publicznością, zagra bardziej w stylu nagrań typu Hotel Costes i swojej autorskiej płyty „Living On The Edge”, gdzie występuje nie tylko jako utalentowany DJ czy muzyk, ale także wokalista.
Recenzja albumu "Hotel Costes 7"
Txt & foto: Kamila Czerniawska
reklama