RECENZJA: Good Charlotte - "Generation Rx"
Good Charlotte słuchałam w czasach ich świetności, a później długo, długo nie, ale gdzieś tam zawsze pozostali zespołem, za którym wodzę muzycznym uchem. Nie mogłam więc przejść obojętnie, gdy w dniu premiery natknęłam się na siódmy album zespołu "Generation Rx". Czy warto się nim zainteresować?
Zaczyna się bardzo spokojnie od tytułowego "Gneration Rx", które jest typowym preludium do albumu. Wokalnie utwór brzmi niczym daleki kuzyn Linkin Park. Obok elektroniki usłyszymy tu też gitarę, kawałek ten jednak nie zapowiada jeszcze w pełni tego krążka. Po wstępie pora na pełnoprawny utwór w postaci "Self Help". Tym razem obcujemy z elektroniką w pełnym wydaniu. Tu przez syntezatory przeszedł nawet wokal, choć następujący po nim krzyk daje nadzieję, że będzie rockowo i jest, choć tylko częściowo, bo oto pędzimy na łeb na szyję z elektroniką, choć paradoksalnie kojarzy mi się niejako z twórczością Simple Plan, następujący po nim "Shadowboxer" brzmi natomiast jak Papa Roach, to chyba najostrzejszy kawałek na tym albumie.
Czy "Actual Pain" przyniesie nieco świeżości? Są klawisze i znowu od początku towarzyszy nam elektronika, a później gitary i ponownie nasuwa nam się skojarzenie z Linkin Park, choć momentami możemy nawet mieć w głowie jakąś odmianę dance. Nie jest to zły utwór, ale jest po prostu dość przeciętny. Całkiem przyjemnie brzmi spokojne i nieco bardziej gitarowe
"Prayers" niestety w dalszym ciągu nie wyróżniające się, choć ma fajną partię gitarową. Ostatecznie na tle całej płyty to chyba jeden z najbardziej godnych przesłuchania kawałków. Obiecująco zaczyna się "Leach". "Better Demons" przypomina z kolei chyba najbardziej dawne dokonania chłopaków. I na koniec "California" i nieszczególnie żal nam, że ten album się kończy. Kawałek bardzo delikatny, jeszcze kilka lat temu w czasie nastoletnich płyt Good Charlotte byłby spójny, ale dzisiaj? Cóż.
Coraz więcej kapel, które utożsamiane były z nurtem rocka postanawia skierować się w stronę elektroniki, trudno powiedzieć, czy wynika to z chęci eksperymentu, czy mody. Jednym ten romans wychodzi na zdrowie, innym odbija się czkawką. W przypadku Good Charlotte mamy do czynienia z płytą nijaką. Nie jest to wina elektroniki, chciałabym powiedzieć, że bardziej braku pomysłu, ale jakiś zamysł i przekaz muzycy deklarowali i to nawet dość poważny, bo na krążku poruszyli między innymi tematy związane ze zdrowiem psychicznym. Niestety, album jest do bólu przeciętny i gdyby nie nazwa autora na okładce prawdopodobnie nie zwróciłabym na niego większej uwagi. Nie pozostaje mi nic innego jak trzymanie kciuków za to, że na następnej płycie panowie poradzą sobie lepiej, a teraz wracam do słuchania "Good Morning Revival".
Tracklista:
1. Generation Rx
2. Self Help
3. Shadowboxer
4. Actual Pain
5. Prayers
6. Cold Song
7. Leech (feat. Sam Carter)
8. Better Demons
9. California (The Way I Say I Love You)
Autor recenzji: Monika Matura|
Ocena: 3/6
Warto posłuchać: "Generation Rx", "Shadowboxer",