RELACJA: Warsztaty z Jerzym Piotrowskim
Legendarny polski perkusista, członek jednej z najważniejszych polskich grup rockowych SBB spotkał się z miłośnikami gry na bębnach i udzielił im wielu cennych wskazówek. Muzyk opowiadał również o trudnym powrocie do bębnienia po 20 latach przerwy. Warsztaty i koncert Jerzego Piotrowskiego odbyły się podczas 27. Międzynarodowego Festiwalu Perkusyjnego Drum Fest.
Spotkanie z młodymi adeptami gry na perkusji, a także miłośnikami twórczości SBB w każdym wieku, rozpoczęło się od skomentowania pierwszej części przesłuchań w ramach konkursu Young Drum Hero.
- Słyszałem dużo niedoskonałości w tym co wielu z was prezentowało. Mam na myśli stopień zaangażowania i to co gracie. Byli też tacy, którym słabości nie można zarzucić, ale niektórym brakowało przysłowiowej „kropki nad i” – mówił Jerzy Piotrowski. Muzyka wymaga bardzo dużego zaangażowania w momencie, kiedy się ją prezentuje. Wielu z was grając było zupełnie gdzie indziej. Przebitki, feeling i power, to jest to co musi przekonać słuchającego w danym momencie. Jestem jednak dobrej myśli. W tak młodym wieku jak wasz, niedoskonałości można pokonać, wyszlifować i stać się wspaniałym perkusistą - tłumaczył.
Liczy się artykulacja i zaangażowanie w momencie grania
- Ktoś kiedyś powiedział, że nieważna jest nietrafiona czy fałszywa nuta, ale ważne jest to z jakim sercem się gra. Oczywiście wszyscy dążą dowiększej precyzji, natomiast jeśli coś nam nie wyjdzie, to nie jest błąd. Ale jeśli gramy będąc gdzie indziej, to słychać. Starajcie się bardziej angażować - podpowiadał.
Miłośnicy talentu Jerzego Piotrowskiego są zgodni - brzmienia tego muzyka nie można pomylić z żadnym innym. Perkusista najdłużej występował z zespołem SBB - w latach od 1971 do 1994 oraz od 2014 do dziś. Na koncie ma współpracę z m.in. Czesławem Niemenem, Johnem Porterem, grupami Kombi, Dżem i Young Power. Określa się go prekursorem gry na zestawie elektronicznym (Kombi), a szczególnie ceni za groove, zakres dynamiczny, muzykalność i energię. Artysta opowiedział nam m.in. o muzykach, z którymi współpracował.
- Czesław Niemen był bardzo otwartym człowiekiem, ciepłym we współpracy, wspaniałym partnerem, znakomitym muzykiem. Dla nas, czyli ludzi, którzy rozpoczynali swoją karierę muzyczną było to wielkie przeżycie móc zagrać z taką gwiazdą. Byliśmy młodymi ludźmi, którzy nawet na terenie Polski nie grali żadnych koncertów. Nagle weszliśmy na olbrzymie sceny, graliśmy z wielkimi gwiazdami - mówił Jerzy Piotrowski.
W latach 90. XX wieku bębniarz wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i na 20 lat zerwał z zawodową sceną muzyczną. Od 2014 roku gra z oryginalnym składem SBB.
- Powrót do muzyki po tym czasie był rzeczywiście czymś na pograniczu szaleństwa - przyznał.
Po 20 latach przerwy, 3 miesiące na przygotowanie się do gry z SBB
- Gdy zabierałem się za te przygotowania, byłem w stu procentach przekonany, że nie poradzę sobie. Po dwóch tygodniach chciałem powiedzieć chłopakom, że nie dam rady i nic z tego nie będzie. Mówią, że grania się nie zapomina, ale poza świadomością są jeszcze przeciwności wiekowe. Przy perkusji trzeba mieć dobre predyspozycje fizyczne.
- Początki były faktycznie straszne, tym bardziej, że zespół dał mi 3 miesiące na ćwiczenia zamiast planowanego roku. Po tym czasie miałem być gotowy do koncertu SBB z orkiestrą symfoniczną! - opowiadał.
- Czegoś takiego mógł się podjąć tylko szaleniec taki jak ja. Moja żona stwierdziła, że zwariowałem i się wykończę. Faktycznie chodziłem mokry, zgrzany i byłem w stanie wywalić się tylko na kanapę i zasnąć…
Gość Drum Festu został zapytany o ćwiczenia, które pozwoliły mu wrócić do formy.
- Nie ma specjalnych ćwiczeń, które przyśpieszają dojście do techniki. Dziś w Internecie jest tak dużo szkółek, że naprawdę bez problemu możemy znaleźć coś odpowiedniego dla siebie.
- Podstawowym ćwiczeniem mogą być nawet pojedyncze uderzenia, podczas których można siedzieć i myśleć o pięknej pogodzie. Trzeba ćwiczyć i ćwiczyć. To jedyna droga do osiągnięcia celu - dodał z uśmiechem.
Bębniarz przyznał, że choć jest tytanem pracy, sam nie osiągnął nigdy takiej techniki jaką chciałby osiągnąć.
- Moje mięśnie dziś już nie są w stanie osiągnąć takiej szybkości myślenia, koordynacji. To cała masa zależności. Wiek daje mi popalić - stwierdził.
Jerzy Piotrowski przyznał, że powrót był tym trudniejszy, że pozostawił scenę będąc topowym bębniarzem z wypracowaną pozycją.
- Musiałem odejść ze względu na stan zdrowia. Nie słuchałem w ogóle muzyki, nie miałem pałek, bębnów, ponieważ wiedziałem, że będę cierpiał. Czułem się tak, jakby ktoś mi umarł. Zarzekałem się również, że nigdy nie wrócę do bębnienia.
- Wracając do Polski i do SBB miałem straszną tremę. Tak bardzo bałem się tego pierwszego koncertu, że w ogóle pomyliłem numery. To były długie formy grane z orkiestrą. W pewnym momencie wydarzyła się tragedia dla mnie, ale na szczęście niezauważalna dla publiczności. I zespołu chyba też - żartował.
- Nie mam cudownych ćwiczeń. Wystarczy chcieć i dużo pracować. Wszystkie ćwiczenia, które są w ogóle, prowadzą do tego by osiągnąć szybkość. Sama technika to nie wszystko. Do tego dochodzi sprawność muzyczna i artykulacja. To bardzo ważne funkcje w grze - mówił.
- Granie bez „jaja” po prostu nie przekonuje słuchaczy. Ich trzeba jakoś do siebie przyciągnąć. Gdy słuchacz powie „WOW”, to chyba właśnie o to nam chodzi.
Z publiczności padło również pytanie o strojenie bębnów...
- Mówią, że tyle jest metod strojenia bębnów, ilu jest perkusistów - śmiał się Pan Jerzy.
Swoje bębny stroję… kluczykiem. Stroję w kwartach, tzn. górny naciąg do jakiego dźwięku chcemy. To jest absolutnie otwarte, indywidualne i w zależności od tego, jak wysoko chcemy mieć nastrojone bębny. Od tego dźwięku kwarta w dół do dolnego naciągu. Za odnośnik biorę dolny naciąg z pierwszego półkotła i jego wysokość przenoszę na górny naciąg drugiego półkotła, a potem kwarta w dół od tego dźwięku. I tak z każdym kolejnym. To jest cała moja filozofia. Z werblem też nie ma zbędnej filozofii - zakładam naciąg, wkładam obręcz, uderzam w fortepian dźwięk, od którego chcę rozpocząć strojenie i dociągam śruby tak, żeby nie naciągały jeszcze naciągu. Tak żeby były dociągnięte bardzo lekko, trzeba starać się w miarę dokręcać je równo, tak żeby naciąg nie był naciągnięty z jednej strony, a z drugiej latał jak skóra na niedźwiedziu. Dostrajam naciąg równomiernie do ustalonego dźwięku, który wskazuje mi fortepian.
Artysta podzielił się też obserwacjami na temat szkolenia perkusistów na Zachodzie.
- Amerykanie są najlepszymi pałkarzami na świecie. Tam ludzie utalentowani biorą się po prostu za instrument. Poza tym to wielki kraj łączący wiele nacji. Mają niezwykłe poczucie rytmu. Do tego wystarczy dobry nauczyciel i samozaparcie - tłumaczył.
Amerykańscy pedagodzy perkusji są najlepsi
- Podziwiam system pracy amerykańskich nauczycieli. Oni są absolutnie najlepsi. Potrafią tak prowadzić ucznia, by wydobyć jego wartości i pokazać drogę, która go ugruntuje na rynku. Tam na bębnach grają już dzieci w wieku 4-5 lat. Poza tym młodzi mają coraz większą świadomość - dodał.
Fani SBB zapytali perkusistę, skąd jego zdaniem, tak wielki fenomen polskiego zespołu za granicą.
- Tworząc SBB nie sądziliśmy, że osiągniemy taki sukces. Graliśmy muzykę dla wielu ludzi niezrozumiałą. Potrafiliśmy to tak podać, że ludzie, którzy nie mieli pojęcia o słuchaniu i graniu takiej muzyki, przychodzili i mówili „wow”. My nie wiemy co to dokładnie było, ale z pewnością coś, co nas trzymało w napięciu, kręciło - podsumował.
Warsztaty z Jerzym Piotrowskim składały się również ze wspólnego grania - mistrza i jego fanów. Każdy chętny mógł zasiąść za bębnami, ukazać swoje brzmienie i stworzyć duet perkusyjny z gwiazdą polskiej perkusji. Po graniu każdy ze śmiałków dostał cenne rady, informacje na temat tego co poprawić, wyjaśnienia i bezcenne sugestie.
Warsztaty oraz koncert Jerzego Piotrowskiego z jego zespołem P.A.R.K. odbyły się w Państwowej Szkole Muzycznej w Opolu. Na gitarach zagrali Anthimos Apostolis i Grzegorz Kapołka, a na basie Andrzej Rusek.
Z Jerzym Piotrowskim rozmawiała: Anna Konopka (Infodrum).