RECENZJA: Halestorm - "Vicious"
„Zbyt szczecińska dla Warszawy, a dla Szczecina zbyt warszawska” śpiewała kiedyś Nosowska, podobnie rzecz ma się w przypadku grupy Halestorm. Przez długi czas ta amerykańska formacja była zbyt mało „gitarowa i ostra”, by można było ją zaliczyć do muzyki rockowej z prawdziwego zdarzenia. Wiele osób nie kryło zdziwienia i oburzenia, że grupa ta wygrała Grammy w kategorii Best Hard Rock/Metal Performance, detronizując między innymi Iron Maiden, Lamb of God czy Anthrax. I o ile rzeczywiście wtedy taka decyzja mogła dziwić czy to ze względu na poziom ich grania, czy ich popularność, to dzisiaj nikt nie powinien mieć wątpliwości. Swoim najnowszym albumem grupa udowadnia, że potrafi naprawdę ostro przywalić, a zakwalifikowanie ich do rock-metalowej kapeli to całkiem słuszna decyzja.
„Vicious” to naprawdę ostry kawałek materiału, na co wskazują już pierwsze dźwięki „Black Vultures”, a dalej jest tylko lepiej, to hard rock w najlepszym wydaniu. Na całym albumie gitary ścigają się z drapieżnym wokalem Elizabeth “Lzzy” Hale. Posłuchajcie tylko tego spokojnie zaczynającego się „Skulls”, myślicie, że będzie lekko? A skąd! Poczekajcie kilka sekund, a po spokojnym wstępie dostaniecie prawdziwą petardę. Tempa nie zwalnia też „Uncomfortable”, pędzące na złamanie karku, nieco spokojniejsze jest za to „Buzz”, stanowiące jednak raczej rodzaj ciszy przed burzą, bo w tle ciągle dają czadu gitary, a Lzzy raczy nas tutaj prawdziwą paletą barw swojego głosu. Większym ciężarem oczaruje nas też leniwe „Do Not Disturb”, po nim następuje pora na równie leniwe, choć utrzymane w zupełnie innej tonacji „Conflicted”, kilka razy możecie się przy nim rozmarzyć, ale tuż za rogiem czeka na was znowu brzmienie gitary. Jeszcze ostrzej będzie w „Killing Ourselves to Live” w którym Lzzy znowu pokazuje pazur. Pełno tu świetnych solówek i odniesień do pierwszych dokonań zespołu. Do grona najspokojniejszych utworów na tym albumie pretenduje „Heart of Novocaine”. Cieszcie się tą chwilą wytchnienia, bo nie na długo będzie Wam ona dana. W prawdziwą jazdę bez trzymanki zabierze was bowiem znowu „Painkiller”, nie inaczej jest też w przypadku utworu tytułowego oraz „White Dress”. Na koniec czeka nas piękna ballada „The Silence”.
Jestem pełna podziwu nad tym jak dobrym albumem okazał się „Vicious”. Nie ukrywam, że mam słabość do Halestorm od premiery ich pierwszego krążka, tym bardziej zachwyca mnie, jaką drogę przeszli. Z jednej strony najnowsza płyta jest bardzo różnorodna, z drugiej spójna i bardzo równa. „Vicious” proponuje nam wciągającą i nieco szaloną podróż trwającą ponad 40 minut, a my z radością się jej oddajemy.
Tracklista:
1. Black Vultures
2. Skulls
3. Uncomfortable
4. Buzz
5. Do Not Disturb
6. Conflicted
7. Killing Ourselves to Live
8. Heart of Novocaine
9. Painkiller
10. White Dress
11. Vicious
12. The Silence
Autor recenzji: Monika Matura
Ocena: 5/6
Warto posłuchać: "Buzz", Skulls", "Vicious"