RECENZJA: Taylor Swift - "Lover"
O Taylor Swift słyszał najpewniej każdy, kto chce uchodzić za miłośnika wspólczesnej muzyki popularnej. Osobiście dość długo się do niej przekonywałam, jednak zdobyła mnie wydanym w 2014 roku albumem "1989". Zakochałam się w nim od pierwszego przesłuchania. Czy rzecz powtórzy się w przypadku wydanego w sierpniu bieżącego roku "Lover"?
Uznać można, że Swift miała smykałkę do wpadających w ucho melodii w zasadzie od zawsze. Mniej istotne było to, w jakim gatunku muzycznym się obraca. Na swoim koncie ma w końcu płyty utrzymane w klimacie country, pop czy w końcu elektroniki. A jak rzecz wygląda dzisiaj? "Lover" otwiera delikatne i cukierkowe "I Forgot That You Existed". "Cruel Summer" kusi leniwymi dźwiękami, idealnie wpasuje się w słoneczną jesień. Zaś słodkie "Lover" najpewniej najlepiej zabrzmi zimą. Spośród 18 kawałków, które składają się na najnwoszy album Amerykanki, warto jeszcze zwrócić uwagę na singlowe "You Need To Calm Down" oraz "Me!" zaśpiewane wspólnie z Brendonem Urie wokalistą Panic! at the Disco. Oba kawałki to prawdziwe przeboje i nie bójmy się tego powiedzieć, najmocniej przyciągające do tego albumu kompozycje. Całkiem dobrze radzi sobie również "Paper Rings" mająca spory potencjał i spore szanse na zostanie kolejnym singlem. Warto dłużej zatrzymać się także przy "Death by a Thousand Cuts", które przywodzi na myśl pierwsze dokonania Swift, te spod szyldu country-pop. Z kolei do "Reputation" nawiązuje "London Boy" i "The Man".
W całości album wypada różnie, jest tu kilka słabszych kawałków i kilka utworów, które sprawią, że o Swift znowu będzie głośno. Nie jest to płyta, która przypadła mi do gustu od razu, ale podczas jej przesłuchiwania, wiele razy myślałam o tym, że dzięki różnorodności Swift może nas jeszcze niejeden raz zaskoczyć w przyszłości. Ostatecznie "Lover" jest płytą bardzo dziewczęcą, przesyconą popem i delikatnymi melodiami. I choć nie jest tak wciągająca jak "1989", czy zaskakująca jak "Reputation", to stanowi ich całkiem udaną kontynuację, na tym albumie nie czuć żadnego nadęcia czy lęku przed nadmiernymi oczekiwaniami, jest po prostu miło i przyjemnie, a że przy tym może niezbyt odkrywczo i ambitnie? Jestem przekonana, że ten album uprzyjemni nam niejedno słoneczne popołudnie. Ostatecznie traktuję "Lover" jako rozgrzewkę przed kolejną płytą Swift. Nie bójcie się sięgać po "Lover", część piosenek jest tu co prawda przeciętna, ale część absolutnie zachwycająca.
1) I Forgot You Existed
2) Cruel Summer
3) Lover
4) The Man
5) The Archer
6) I Think He Knows
7) The Americana and The Heartbreak Prince
8) Paper Rings
9) Cornelius Street
10) Soon You?ll Get Better (feat. Dixie Chicks)
11) Death By A Thousand Cuts
12) London Boy
13) False God
14) You Need To Calm Down
15) Afterglow
16) ME! (feat. Brendon Urie of Panic! At The Disco)
17) It?s Nice To Have A Friend
18) Daylight
Autor recenzji: Monika Matura
Warto posłuchać: "Me!", "You Need To Calm Down", "The Man"
Ocena: 4/6