RECENZJA: Lady Gaga "Chromatica"
Gdy w 2008 roku wdarła się na szczyty list przebojów albumem "The Fame" została obwołana nową królową popu. Przyzwyczaiła nas do licznych eksperymentów i zaskoczeń - nie tylko w kwestii muzycznej. Na nowy album kazała nam czekać aż 4 lata, czy i tym razem nas zaskoczy i czy ugruntuje swoją pozycję?
"Chromatica" miała pierwotnie ukazać się 10 kwietnia, jednak z powodu pandemii premiera krążka została przesunięta na 29 maja. Przyznaję, że czekałam na ten album z niecierpliwością. Z ciekawością śledzę karierę Gagi od jej debiutanckiego wydawnictwa, choć mam wrażenie, że część osób dało jej szansę dopiero po jej roli w "Narodzinach gwiazdy". Dla wielu do tego czasu muzyka została przyćmiona licznymi skandalami. Mało kto wie też pewnie, że w 2016 roku wokalistka wydała album "Joanne", na którym zaprezentowała się z zupełnie innej strony, sięgając nawet po country. Również z tego powodu byłam bardzo ciekawa, co Gaga zaprezentuje na nowym wydawnictwie, nie ukrywam bowiem, że "Joanne" bardzo mi się spodobała. Jednak już pierwszy singiel pokazywał, że artystka postanowiła tym razem ponownie nas zaskoczyć. "Stupid Love" to mieszanka elektronicznych bitów, których próżno szukać do tej pory nawet u Gagi. Nieco lżej jest w "Rain on Me” z gościnnym udziałem Ariany Grande, ta kolaboracja przyciągnęła uwagę wielu słuchaczy i zdobyła sobie całkiem wysokie noty na listach przebojów. To tyle tytułem singli. A co z pierwszym wrażeniem względem całego krążka? 16 kawałków - czy to nie za dużo? - pomyślałam, ale później okazuje się, że od tej liczby należy odliczyć jeszcze przerywniki instrumentalne. A jak wygląda reszta albumu?
Pierwszym pełnoprawnym kawałkiem jest „Alice” nawiązująca brzmieniowo do "Artpop", z kolei we "Free Woman" Gaga sięga po patenty znane z lat 90. i bawi się elektroniką z ubiegłych dekad. "Fun Tonight" stanowczo może pretendować do hymnów pokroju "Hair", to bardzo udana kompozycja i zdecydowanie kawałek, który porwie nas do tańca. Po nim mamy kolejny przerywnik i niejako otwarcie drugiej części płyty. „911” to wypisz wymaluj kawałek z „Artpop” z futurystycznymi dźwiękami. Druga część albumu jest nieco bardziej różnorodna i znajduje się tu jeden z moich faworytów w postaci "Plastic Doll", który również znalazłby sobie miejsce na „Artpop”. Czeka nas też kolejna kolaboracja w postaci „Sour Candy” z udziałem Blackpink. W dobie mody na koreańskie brzmienia, to całkiem dobry wybór. "Enigma” kontynuuje nasz trip po brzmieniach spod znaku europopu. Nie inaczej jest w przypadku "Replay” łączącego electropop z największymi dokonaniami Gagi. Trzecią część albumu otwiera świetny utwór i jednocześnie ostatnia na tym krążku kolaboracja: "Sine From Above" - jedna z moich ulubionych piosenek. Elton John i Gaga świetnie się dopełniają. Album wieńczy lekki „Babylon” w którym czuć ducha Madonny. To udany, różnorodny, wpadający w ucho utwór. Pomiędzy tymi wszystkimi dźwiękami Gaga śpiewa o rzeczach poważnych: jak molestowanie seksualne czy odnajdywanie siebie.
To nie jest album, którego spodziewałam się po Amerykance, ale z przesłuchania na przesłuchanie podoba mi się on coraz bardziej. Sama płyta to rzemieślnicza robota, piosenki będą dobrze radziły sobie na listach przebojów, znajdziemy tu kilka potencjalnych hitów, chociaż nie są to kawałki na miarę "Poker face", "Alejandro" czy chociażby "Milion Reasons". Mimo to, trudno odmówić im potencjału. "Chromatica" mogłaby być dzieckiem "Born this Way" i "Artpop", z tej przyczyny zachwyci właśnie miłośników wspomnianych krążków. Za to szukających tu beztroskiej zabawy na miarę jej pierwszych hitów, czeka spore rozczarowanie.
Tracklista:
1. Chromatica I
2. Alice
3. Stupid Love
4. Rain On Me (with Ariana Grande)
5. Free Woman
6. Fun Tonight
7. Chromatica II
8. 911
9. Plastic Doll
10. Sour Candy (with Blackpink)
11. Enigma
12. Replay
13. Chromatica III
14. Sine From Above (with Elton John)
15. 1000 Doves
16. Babylon
Autor recenzji: Monika Matura
Ocena: 4,5/6
Warto posłuchać: Babylon, Sine From Above, Free Woman