18 kwietnia 2005
11:33
Koncert Queen w Pradze
Zespół Queen zagrał w Pradze z Paulem Rodgersem, jako wokalistą. Można już znaleźć pierwsze recenzje tego występu.Jacek Cieślak z "Rzeczpospolitej" pisze, że powrót Queen bez Freddy'ego Mercury'ego nie jest tak bezsensowny, jak come back The Doors z Ianem Astburym, co nie zmienia jednak faktu, że "Paul Rodgers nie dorasta do pięt wielkiemu poprzednikowi.
Gdy próbował przedłużać wokalne frazy i piąć się na szczyt muzycznej skali, zamiast głęboko i soczyście śpiewanych motywów słyszeliśmy głos niski i suchy". "Na szczęście większą część koncertu muzycy dawnego składu Queen wypełnili sami, m.in. kompozycjami, które napisali i interpretowali jeszcze w czasach Mercury'ego. Dzięki temu publiczność mogła oglądać poruszające widowisko. Operowy monumentalizm dawnych koncertów współtworzyła stojąca za perkusją bateria przeciwlotniczych reflektorów. Ale najważniejsze było poczucie odradzającej się wspólnoty" – czytamy dalej.
Podczas show nie zabrakło największych hitów grupy, nie zawsze śpiewał były wokalista Free, w "Bohemian Rapsody", za pośrednictwem muzyki z taśmy i ekranów, "na scenę" powrócił Mercury. "Muzycy nie żerowali na dawnej sławie. Bił z nich smutek, że czas płynie nieubłaganie, że tylko wspomnienie może przynieść chwilę radości" – relacjonuje Jacek Cieślak, by na koniec napisać: "Jednak na pewno nie powinno go kończyć »We Are The Champions«. Queen był rockowym mistrzem świata tylko z Freddiem Mercurym".
(onet)
Gdy próbował przedłużać wokalne frazy i piąć się na szczyt muzycznej skali, zamiast głęboko i soczyście śpiewanych motywów słyszeliśmy głos niski i suchy". "Na szczęście większą część koncertu muzycy dawnego składu Queen wypełnili sami, m.in. kompozycjami, które napisali i interpretowali jeszcze w czasach Mercury'ego. Dzięki temu publiczność mogła oglądać poruszające widowisko. Operowy monumentalizm dawnych koncertów współtworzyła stojąca za perkusją bateria przeciwlotniczych reflektorów. Ale najważniejsze było poczucie odradzającej się wspólnoty" – czytamy dalej.
Podczas show nie zabrakło największych hitów grupy, nie zawsze śpiewał były wokalista Free, w "Bohemian Rapsody", za pośrednictwem muzyki z taśmy i ekranów, "na scenę" powrócił Mercury. "Muzycy nie żerowali na dawnej sławie. Bił z nich smutek, że czas płynie nieubłaganie, że tylko wspomnienie może przynieść chwilę radości" – relacjonuje Jacek Cieślak, by na koniec napisać: "Jednak na pewno nie powinno go kończyć »We Are The Champions«. Queen był rockowym mistrzem świata tylko z Freddiem Mercurym".
(onet)
reklama
Może Cię zaciekawić: