Doznania wzrokowe i dźwiękowe - wywiad z Michałem Jacaszkiem
19 marca 2009Michał Jacaszek – artysta dźwiękowy z Gdańska, producent muzyczny eksperymentujący z muzyką elektroakustyczną. W latach 1997-2003 pracował w Studenckiej Rozgłośni Sfera w Toruniu. W 2002 roku nawiązał współpracę z poetką, pisarką i wokalistką Miłką Malzahn współprodukując jej debiutancki album „Mapa”. Dwa lata później w barwach Gusstaff Records artysta wydał swój pierwszy elektroakustyczny album „Lo-fi Stories”. Jak na młodego eksperymentatora przystało Michał Jacaszek nie spoczął ma laurach.
Po „Lo-fi Stories” zrealizował projekt Lem Konzept - parasłuchowisko muzyczne na podstawie Bajek Robotów Stanisława Lema oraz nagrany wspólnie z Miłką Malzahn album "Sequel" (2005). W 2006 roku rozpoczął współpracę ze Stefanem Wesołowskim przy projekcie "Kompleta". Po ostatniej płycie "Treny" (2008) 16 marca 2009 roku ukazało się kolejne wydawnictwo Michała Jacaszka - "Pentral".
EK: Kiedy i w jakich okolicznościach zaczęła się Twoja przygoda z muzyką? Kiedy pojawiła się u Ciebie potrzeba nie tylko słuchania cudzej, ale i chęć produkowania własnej muzyki?
MJ: Okoliczności były następujące: około szóstej klasy szkoły podstawowej bardzo zaczęła mnie interesować praca didżejska. Były to lata 80., w Polsce spopularyzowały się dyskoteki; przy pomocy dwóch magnetofonów: szpulowego Grundiga i kasetowej Finezji robiłem własne miksy dyskotekowych nagrań, używając do tego jeszcze mikrofonu, żeby dodać trochę dźwięków „fieldrecordingowych”. Groteski tych nagrań (mam je do dzisiaj) nie przebije nic (śmiech).
EK: Wykonujesz muzykę elektroakustyczną. Nie masz czasem ochoty napisać słów do swoich kompozycji? Jakie znaczenie w muzyce ma dla Ciebie tekst?
Jacaszek - PENTRAL-the sound of the interior from Michal Jacaszek on Vimeo.
EK: Czy to, że komponujesz muzykę kontemplacyjną ma związek z Twoją religijnością czy też bardziej z Twoimi inspiracjami, muzycznymi fascynacjami?
MJ: Jeśli już zakładamy, ze robię muzykę kontemplacyjną to pewnie w tym sensie, że wymaga ona skupienia. Moich płyt jak sądzę słuchają ludzie, którzy są w stanie poświęcić 45 minut na uważne ich przesłuchanie. Potrzeba koncentracji przy odbiorze mojej muzyki świadczy myślę o tym, że pracę nad muzyką traktuję serio, tzn. chcę żeby moje albumy dawały coś więcej poza rozrywką.
EK: Z tego co mi wiadomo posiadasz własne studio nagrań w Gdańsku. Jakim torem audio dysponujesz w swoim studiu?
MJ: Dla dźwięku wybieram zazwyczaj dwie ścieżki: Tor audio dla sygnałów liniowych to np. sampler – preamp Focusrite Platinum Twintrak – karta Digi 001. Dla źródeł mikrofonowych stosuję na początku mikrofon Avantone C-33 albo AKG C1000 – mały mikser Mackie 402VLZ3 – i karta Digi na końcu.
EK: W swoim nowym projekcie muzycznym „Pentral” podjąłeś próbę dźwiękowego opisania wnętrza gotyckiego kościoła. Czemu ma służyć ta idea?
MJ: „Pentral” to taka próba przerobienia doznań wzrokowych i dźwiękowych na muzykę. Kościelne wnętrza gotyckie zawsze na mnie silnie działały – refleksy na złoceniach, światło przefiltrowane przez witraże, cisza., pogłos, półmrok. To wszystko wywołuje szczególny stan, porusza wyobraźnię. I w końcu prowokuje do stworzenia muzyki. Płytą „Pentral” chciałem ludziom, którzy lubią gotyckie wnętrza zrobić przyjemność, przenieść ich tam, pomóc polatać chwilę pod sklepieniami.
EK: W powstawanie tego projektu zaangażowani byli wokaliści i inni muzycy. Powiedz ile czasu zabrały Wam prace nad albumem "Pentral" i czy jego realizacja sprawiała jakieś trudności?
MJ: Praca rozpoczęła się od nagrań w kościołach, łącznie trwały one ok. czterech dni: nagrywałem tam wokale Maji Siemińskiej, Oli Zawady, Leny Majewskiej oraz pana Stefana Cejrowskiego. Głosy aranżował Stefan Wesołowski. W katedrze oliwskiej i kościele św. Mikołaja rejestrowaliśmy też próbki przeróżnych brzmień organowych, ujęcia bliskie - przy piszczałkach, oraz dalekie - z drugiego końca kościoła. To co trudne przy tych nagraniach – czyli nieustanne wkradnie się hałasów, szmerów, stuków – okazało się potem przydatne i zadecydowało o charakterze płyty. Zdecydowałem się na zachowanie tych wszystkich na początku nieporządanych odgłosów. Czasami spełniają one na płycie funkcje perkusyjne, czasami są ścisłym składnikiem brzmienia, a przede wszystkim wpływają mocno na klimat muzyki.
Najdłużej trwała praca studyjna – najpierw selekcja sampli, a potem mozolne układanie z nich harmonii, melodii i w końcu całych kompozycji. Robiłem to chyba cztery miesiące, w konsekwencji powstało około 30 utworów, z czego 10 weszło na płytę. Problemem było znalezienie równowagi pomiędzy „fieldrecordingiem” a elementami typowo muzycznymi – czyli harmonią i melodyką. Nie chciałem żeby „ Pentral” był płytą typowo „fieldrecordingową”, czysto atmosferyczną, chciałem tę atmosferę jakoś zinterpretować, ale zbyt mocno zaznaczone i rozbudowane harmonie mogłyby z kolei zabić odczuwanie akustyki wnętrz.
Ostatnim etapem prac było miksowanie materiału w systemie 5.1 (płyta DVD z taką wersją nagrania jest dołączona do wydawnictwa) Okazało się to fajnym doświadczeniem, a efekt końcowy powiększa jeszcze wrażenie przebywania we wnętrzu...
EK: Czy komponując próbowałeś od razu uzyskać nagranie, które brzmiałoby jak gotowe, zmasterowane?
MJ: W sensie technicznym tak było, ale dobrze byłoby wyjaśnić co uważamy za nagranie zmasterowane. Projekt „Pentral” nie wymagał zabiegów masteringowych typowych dla produkcji radiowych. Nie maksymalizowałem głośności, nie robiłem głębokiej korekcji ani kompresji. Nagrania po miksie były tylko lekko dynamizowane, minimalnie rozjaśniane oraz gdzie niegdzie potraktowane filtrem górnoprzepustowym.
EK: W jaki sposób zamierzasz przenieść atmosferę tego krążka na koncerty poza kościołami, np. klubowe?
MJ: Typowe kluby z barem nie są miejscami dobrymi do prezentacji muzyki z „Pentrala”, Najlepsze rzeczywiście są kościoły, ale dobre również odpowiednie sale koncertowe, galerie, teatry, miejsca o studyjnym charakterze. Koncerty prezentowane są w systemie surroundowym, chociaż ta „dookólność” jest umowna, dostosowujemy się do miejsca, warunków technicznych itp . Ostatni koncert w centrum św. Jana w Gdańsku graliśmy w swoistej „sześciofonii”: dwa głośniki z przodu, dwa z tyłu oraz dwie wokalistki stojące symetrycznie po bokach z niezależnym nagłośnieniem. Każde źródło emitowało inne, osobne dźwięki. Wyszło to ciekawie...
EK: Na koniec naszej rozmowy powiedz czego możemy spodziewać się po Twoich kolejnych płytach?
MJ: Możecie spodziewać się wszystkiego (śmiech).
Rozmawiała: Ewa Kuba