St Germain: "Nie lubię się powtarzać" (wywiad)
Autor: Monika Matura • 2 listopada 2015
9 października na półki sklepowe trafił długo oczekiwany album muzyka ukrywającego się pod pseudonimem St Germain. Dosłownie za kilka dni będziemy mogli posłuchać, w jaki sposób brzmi on na żywo. W ramach koncertowych przygotowań zapraszamy do wywiadu z muzykiem.
Monika Matura: Twój ostatni album ukazał się w 2000 roku. Dlaczego musieliśmy tak długo czekać?
Pomiędzy 2000, a 2002 rokiem zagrałem ponad 250 koncertów klubowych oraz festiwalowych na całym świecie. W 2004 roku stwierdziłem, że potrzebuję przerwy od muzyki. Wyprodukowałem wtedy album zatytułowany „Memento” Soela, który gra na trąbce na moich albumach „Boulveard” oraz „Tourist”. W 2005 roku zagrałem ostatni koncert w Pekinie, zorganizowany przez francuski festiwal Les Transmusicales. W 2006 roku rozpocząłem przygotowania do stworzenia nowego albumu z tymi samymi muzykami, ale zdałem sobie sprawę, że nie chcę się powtarzać i tak rozpoczęły się badania nad muzyką afrykańską. Nowe nagrania ruszyły w 2011 roku.
Ludovic Navarre (St. Germain): Twój nowy album pojawił się w 20 lat od wydania debiutu oraz w 15 lat od wydania Twojego ostatniego krążka. To zbieg okoliczności, czy świadomy zabieg?
Tak, jak mówiłem, nie lubię się powtarzać. Uwielbiam odkrywać nowe, tradycyjne instrumenty i znajdować nowe kierunki, które mi się spodobają. Taki sposób pracy wymaga jednak czasu.
Jestes legendą kierunku zwanego French touch. Traktujesz to jako honor, a może przykrą konieczność?
To prawda, zacząłem wcześniej niż 20 lat temu. Na początku, to co nazywamy obecnie French touch, stanowiło nazwę dla procesu marketingowego samochodów. Był to czas hucznych imprez i niewielu ludzi ceniło w tym czasie muzykę deep house. Zarejestrowałem wtedy swoje pierwsze nagrania dla belgijskiej wytrawni, a następnie nagrałem dla F Communications, gdzie nagrywał między innymi Laurent Garnier. Szef wytwórni zrobił kilka kurtek w 1991 roku z napisem „Dajemy French Touch zamiast House”.
Ktoś kiedyś opisał Cię jako powolnego i dokładnego czy te słowa opisują Cię jako osobę? Czy jesteś perfekcjonistą?
Od 6 do 15 roku życia brałem udział w zawodach w windsurfingu. Chciałem stać się profesjonalistą, jednak zmuszony byłem przestać, ponieważ uległem wypadkowi. Zostałem unieruchomiony na dwa lata i w ten sposób zacząłem się interesować komputerami i uczyć sie o nich. Myślę, że sport uczy Cię rygoru. Podobnie jest w muzyce. Nie zawsze jestem zadowolony.
Odwiedziłeś wiele miejsc podczas tworzenia nowego album, jak Nigeria, Ghana i Mali, czy któreś z nich w sposób szczególny na Ciebie wpłynęło?
Niestety nie byłem w Mali. Wokale zostały nagrane w Bamako przez Nahawa Doumbia, możemy je usłyszeć w „Sittin’ Here”. Nahawa jest wspaniałą artystką, nagrała wiele albumów. Jest gwiazdą w Mali. W tym miejscu warto również wspomnieć o Zoumana Tereta, którego odkryłem przez internet i postanowiłem skontaktować się z nim. Posiada niesamowity głos i możemy usłyszeć jak gra na So Kou (małe skrzypce) w piosence „How Dare You”. Jest on uważany za jednego z najważniejszych wirtuzów skrzypiec na Mali. Łatwo było znaleźć malijskich muzyków w Paryżu, ponieważ posiadamy spory odsetek ludności malijskiej w sąsiedztwie. Naprawdę chciałem więcej tradycyjnych dźwięków, a ci muzycy grają na tradycyjnych instrumentach.
Zawsze opierałeś się na różnorodności, skąd jednak pomysł na muzykę z instrumentami afrykańskimi?
W trakcie moich poszukiwań okdryłem myśliwych oraz ich piosenki z Mali w internecie. Byli jak kaznodzieje śpiewający w hipnotycznej pętli. Dwóch wokalistów pochodzi z tej rodziny: Adama Coulibaly, którego usłyszeć możemy na “Family Tree” oraz Zoumana Tereta.
Jakich zmian w koncertach możemy się spodziewać ze względu na specyfikę nowego albumu?
To będzie mój pierwszy raz, kiedy zagram w Warszawie. Zaprezentuje np. „Rose Rouge” z albumu „Tourist”, ale z zupełnym miksem różnych instrumentów. To jest naprawdę niesamowite. Jestem bardzo podekscytowany na myśl o powrocie na scenę razem z tymi muzykami.
Jak określiłbyś swoją muzyczną ścieżkę. To bardziej ewolucja czy rewolucja?
Moja rola znajduje się gdzieś pomiędzy kompozytorem, a dyrygentem. Pomagam muzykom dopasować do elektroniki ich tradycyjne dźwięki i sposób w jaki grają.
Kim jest St. Germain w 20 lat od debiutu, jakim człowiekiem się czuje?
Takim samym, jak sposób w jaki żyję. Kilka razy byłem na wakacjach na Corsyce. Jednak moje domowe studio stanowi dla mnie wartość zasadniczą. Lubię pracować w nocy – robiłem tak przez długi czas. Lubię dźwięk ciszy w mieście, to pomaga mi się skoncentrować.
Okładkę nowego albumu stworzył Gregos, jaki był sam koncept jej powstawania?
Gdy mieszkałem w Montmartre w Paryżu, miałem tam przyklejoną maskę na frontowej ścianie mojego domu. Została ona zrobiona przez Gregosa, francuskiego artystę miejskiego. Kocham jego prace. Stworzył gipsowy odlew mojej twarzy na potrzeby nowego albumu. Obsypaliśmy go piaskiem tak, by przypominał kształtem kontynent afrykański. Kocham wolność, jaką daje sztuka uliczna.
Rozmawiała: Monika Matura