WYWIAD: Kayah - "Jestem zachwycona polską tradycją"
16 grudnia 2016
15 grudnia w krakowskim Teatrze Variete wystąpiła Kayah promująca swój najnowszy, świąteczny album "Gdy pada śnieg". Przy okazji tego wydarzenia opowiedziała nam o tym, w jaki sposób spędza świąteczny oraz w jaki sposób nagrywała wspomniany wcześniej album.
Monika Matura: Trwająca obecnie trasa koncertowa promuje Twój najnowszy, świąteczny album "Gdy pada śnieg", przy tej okazji nie mogę nie zapytać o to, czym dla Ciebie są Święta?
Kayah: Powrotem do dziecięcych lat, wspomnieniami, celebrowaniem rodziny, chęcią by dla wszystkich były w przyszłości szczególnym wspomnieniem. Pretekstem do wspólnego kolędowania.
Wiele osób skarży się na komercyjną stronę Świąt związaną z zakupowym szałem oraz coraz to nowszymi wariantami prezentów, czy z biegiem lat również masz takie doświadczenia?
Oczywiście, ale kto nie chce, by obdarowani się cieszyli? Dla mnie największym prezentem jest jego dawanie, ale męczy mnie to szaleństwo w sklepach, więc staram się robić większość z nich wcześniej. Przecież nasza pamięć o bliskich nie ogranicza się wyłącznie do grudnia. Najważniejsze, byśmy nie zapominali, że istotą Świąt nie są bombki, wstążeczki, promocje, ale bliskość i refleksja nad przemijaniem, równowagą między dobrem i złem.
Z nowym albumem będziemy mogli usłyszeć Cię w polskich miastach, czym dla Ciebie tego rodzaju koncerty różnią się od koncertów promujących albumy "standardowe"?
Wiadomo, że koncerty świąteczne są szczególnie uroczyste. Ten czas w ogóle ma magię, wszyscy stajemy się lepsi, bardziej uprzejmi, cierpliwi… i my muzycy tego doświadczamy. Na scenę wkracza elegancja i dystynkcja. Aż szkoda, że Święta nie trwają cały rok.
Na albumie usłyszymy doskonale znane kolędy, ale i Twoją autorską kompozycję "Pusty talerzyk", czy opowiesz nam o swoich inspiracjach podczas tworzenia tekstu do tej piosenki?
W Święta bardziej niż kiedykolwiek czuję nieobecność niektórych osób. Odczuwam duży smutek, powracają wspomnienia, które tylko potęgują tęsknotę. Zawsze kultywuję tę piękną polską tradycję stawiania na stole dodatkowego talerza dla nieobecnego. Z reguły był to talerz dla zagubionego wędrowca, ale odpowiedzmy sobie szczerze, ilu z nas w dzisiejszych czasach zaufałoby obcemu, pukającemu znienacka wieczorem do naszych drzwi… Smutna prawda o naszych czasach.
Gdy stawiam to dodatkowe nakrycie, myślę o tych wszystkich, których już nie ma lub są daleko, lub zwyczajnie rozeszły się nasze drogi. Wiem, że wielu ludzi podziela te refleksje. To ta wzruszająca część Świąt. Kiedy nagrywaliśmy skromny teledysk ilustrujący piosenkę „Pusty talerzyk”, między różnorodnymi talerzami stawiałam na stole miski dla psa i kota. Okazało się że były to bardzo wzruszające momenty, za które fani mi bardzo dziękowali. Nasi czworonożni przyjaciele stają się równoprawnymi członkami naszych rodzin, a ich niesprawiedliwie krótkie życie bywa dla nas trudne do zaakceptowania.
Czy pośród zaprezentowanych na płycie kolęd znajduje się Twoja ulubiona?
W tej chwili to „Pusty talerzyk” jest tą świąteczną piosenką, która mnie najbardziej dotyka.
Jakie jest Twoje najwcześniejsze wspomnienie związane ze Świętami?
Oj, pierwszego nie pamiętam, ale mam w głowie i w sercu mnóstwo stop-klatek z dzieciństwa. To żywa choinka z cukierkami między bombkami. To zapach pasty do podłogi zmieszany z aromatem kapusty z grzybami.
To koronki mrozu na szybach, na które chuchaliśmy by zobaczyć pierwszą gwiazdkę. Grzanie zziębniętych stóp w przemoczonych skarpetach o kaflowy piec. To Babci zmęczone, ale szczęśliwe oczy. Zaraz się rozkleję…
Wydawało by się, że zagraniczne kolędy coraz mocniej znajdują sobie miejsce w naszej świadomości, Ty jednak zdecydowałaś się wyłącznie na nasze rodzime utwory, dlaczego?
Jestem zachwycona polską tradycją. To z jej urody mam takie, a nie inne wspomnienia. Chciałam oddać ducha mojego dzieciństwa.
Nowa płyta to połączenie tradycyjnych brzmień z jazzem, mam nawet wrażenie, że w piosence "Ding Dong" znajdziemy ślady muzyki popularnej i R&B. Czy właśnie taki zamiar przyświecał Ci, gdy zaczynałaś tworzyć ten album?
Ostateczny kształt płycie nadał Jan Smoczyński, który jest wybitnym jazzmanem, ale jest też wielkim znawcą polskiego folkloru, stąd też w naszych kolędach mimo pewnej wariacji wynikającej z naszej interpretacji ogromny szacunek dla tradycji i oryginału. A "Ding Dong", to bonusowy utwór na płytę, który znany jest już od lat i na stałe zagościł na świątecznych playlistach radiowych.
W jednym z wywiadów wspominałaś, że co roku robisz pierniczki na choinkę, jesteś zwolenniczką przygotowania wszystkich potraw własnoręcznie, a może idziesz na kompromis i decydujesz się również na zakup gotowych produktów?
Wszystko robimy domowym sumptem. Większość spada na barki mojej mamy, ale staram się pomagać we wszystkim. Niestety polska tradycyjna kuchnia nie jest moją domeną. Ja poza ciasteczkami, dekoracjami i organizacją stołu zajmuję się barszczem, kisielem żurawinowym, kompotem z suszu i śledziami. Przed Świętami biegamy po domu jak wariatki, ale warto, bo wieczerza jest naprawdę wspaniała.
Na swoim koncie masz już jeden świąteczny album, skąd więc pomysł na kolejny?
Nigdy piosenki, które zrobiłam wcześniej wspólnie z Krzysiem Pszoną nie ukazały się jako album. Był to dodatek do innych wydawnictw. Płytą „Gdy pada śnieg” spełniłam swoje marzenie.
Jakimi słowami zachęciłabyś tych, którzy jeszcze wahają się czy warto zawitać na Twoje świąteczne koncerty?
Hmmmm… podziwiam ludzi, którzy w tym szalonym pędzie znajdują chwilę na refleksję. Zapraszam, po prostu zapraszam, byśmy mogli odbyć tę podróż wspólnie, aby się nastroić na Święta, albo wręcz na chwilę odpocząć od przedświątecznej pogoni.
Wraz z nadejściem nowego roku wiele osób tworzy listę postanowień noworocznych, praktykujesz ten zwyczaj? Czy masz jakieś plany na nowy rok?
Oczywiście, jak wszyscy. Ale szybko je weryfikuje pierwszy tydzień stycznia (śmiech).
Czy zechcesz nam opowiedzieć o swoich tegorocznych planach świątecznych? Czy będą to święta w domu, a może preferujesz święta spędzone w podróży?
Nie wyobrażam sobie Świąt „pod palmą”. Spędzamy je bardzo tradycyjnie. Jak co roku u mnie, bo mam odpowiednie warunki, specjalnie by pomieścić moją liczną rodzinę zamówiłam 5-metrowy stół. Zbieramy się przy nim w 15 osób. Na stole także tradycyjnie…
Po wieczerzy odwiedza nas Mikołaj, więc dzieci robią straszliwy harmider, potem rozpakowujemy i komentujemy prezenty.Później jest kolędowanie, a potem gromadzą się u mnie przyjaciele, po własnych zakończonych Wigiliach. I zdarza się tak, że kończymy noc tańcami (śmiech).
Rozmawiała Monika Matura