Koncert "RIVERSIDE" w Oslo - relacja
Koncert, który miał miejsce 30 marca 2019 r. w klubie Cosmopolite Scene, był jednym z ostatnich w ramach europejskiej trasy „Wasteland Tour 2018/2019”. Zanim na scenę wstąpili bohaterowie wieczoru, holenderska formacja Lesoir zaprezentowała licznie już zgromadzonej publiczności efektowną mieszankę rockowych kompozycji. Trzeba przyznać, że zespół ten w roli rozgrzewacza sprawdził się bardzo dobrze i został nagrodzony głośnymi brawami.
Po występie Lesoir publiczność z niecierpliwością wyczekiwała pojawienia się na scenie muzyków Riverside. Zarówno Mariusz Duda jak i Michał Łapaj posługiwali się tego wieczoru szerokim spektrum instrumentów. Zbudowało to niezwykle sugestywną aurę całego wydarzenia.
Już pierwsze dźwięki otwierającego występ „Acid Rain” wprowadziły publiczność w stan ekstazy. W tym utworze Mariusz Duda przypomniał, że jest nie tylko doskonałym wokalistą, ale także fantastycznym basistą. Fani mogli zobaczyć i usłyszeć między innymi oszałamiający popis gry na basie piccolo.
Zdjęcia: MeOko Viola Stankowska
Następnie zespół zaprezentował kolejne pozycje z płyty „Wasteland”: melodyjny i mocny „Vale of Tears” i nieco bardziej stonowany, ale przejmujący „Lament”, kończący się nastrojową partią skrzypiec.
Wraz z kolejny utworem przenieśliśmy się natomiast w czasie aż do początków działalności Riverside, czyli tytułowego utworu z pierwszej płyty „Out of Myself” wydanej w roku 2003. Z tego samego krążka pojawił się również przepiękny utwór „Loose Heart” oraz instrumentalny „Reality Dream I”.
Jednym z najbardziej urokliwych momentów wydarzenia było z pewnością wykonanie utworu „Left Out” z płyty „Anno Domini High Definition”. Jest to kompozycja wszechstronna i niezwykle piękna, a charakterystyczną wokalizę chętnie podchwytują słuchacze, cały klub wybrzmiewa więc śpiewem publiczności. W programie pojawiła się także skrócona wersja prawie szesnastominutowego „Second Life Syndrome”, co osobiście ucieszyło mnie szczególnie, gdyż jest to jeden z moich ulubionych utworów. Nowością, w porównaniu do jesiennej części trasy, było m. in. pojawienie się instrumentalnego intro z utworu „Saturate Me”.
„Guardian Angel” wprowadza publiczność w nieco melancholijny nastrój poprzez skromną formę i głębokie przesłanie. Dzięki tej przejmującej balladzie, w moich oczach pojawiają się łzy wzruszenia, a wyjątkowo niski wokal, potęguje wrażenia. Riverside znany jest zresztą z kompozycji, które chwytają za serce i zostają w duszy na długo…
Z kolei utwór „Egoist Hedonist” był bez wątpienia jednym z najbardziej dynamicznych punktów tego koncertu. Publiczność klaskała i podskakiwała rytmicznie, bawiąc się wraz z zespołem. Znakomite gitary oraz precyzyjne perkusja i bas dopełniły całości. Publiczność, która przez cały koncert wykazywała nieprzeciętny entuzjazm, w tym utworze osiągnęła prawdziwe apogeum pozytywnego szaleństwa!
Ciepło przyjęto rownież piosenkę „Lost (Why Should I Be Frightened by a Hat?)”, przedstawicielkę płyty "Love, Fear and The Time Machine”, a instrumentalny „The Struggle for Survival” z „Wasteland” był kolejnym brawurowym popisem umiejętności muzyków.
Można było odnieść wrażenie, że członkom zespołu sprawia ogromną przyjemność zaangażowanie publiczności, która wchodzi w interakcję z muzykami przez cały czas trwania koncertu. Swoboda i naturalność Mariusza Dudy, pasja Michała Łapaja, radosne usposobienie Piotra Kozieradzkiego oraz idealne dopasowanie Macieja Mellera sprawiły, że to co działo się na scenie udzieliło się także słuchaczom. Spontaniczne wypowiedzi kierowane do zgromadzonych fanów zyskiwały nieodmiennie bardzo pozytywny odbiór. Widać, że zespół naprawdę daje z siebie wszystko!
Podstawową część występu ukończył doskonały „Wasteland”, po czym, po krótkiej przerwie, przyszedł czas na bisy. Wybrzmiewają więc: „02 Panic Room” z płyty „Rapid Eye Movement”- jeden z najmocniejszych punktów koncertu oraz, po prostu cudowna choć smutna ballada „River Down Below”.
Cały koncert nie miał słabych punktów!
Za doskonały odbiór odpowiedzialne były oczywiście również pozostałe, pozamuzyczne elementy, jak scenografia czy feeria idealnie dobranych świateł. Wszystko to stworzyło niezwykły klimat, podkreślając meandry muzyki.
Koncert był pełen energii i z pewnością pozostanie w pamięci słuchaczy na długo, rownież dzięki świetnie przygotowanej set-liście i niezwykle pozytywnej energii Mariusza Dudy, a także nieskrywanej pasji Michała Łapaja, który na klawiszach czyni prawdziwe cuda.
Zespół z pełną mocą posuwa się naprzód. Takimi koncertami jak ten w Oslo, Riverside udowadnia, że jest zdecydowanie jedną z najciekawszych propozycji nie tylko polskiej, ale i światowej sceny muzycznej w nurcie szeroko pojętego rocka.
zrelacjonowała: Olga Zabieglik
Zdjęcia: MeOko Viola Stankowska
Fotogaleria z koncertu: